Pan Tealight i Minuta Kuszenia…

„Bo widzicie, na więcej nie miał czasu.

No dobra, jak najbardziej był czymś na pograniczu Diabła, Szatana i Evila Wszelkiego, ale jednak… nudziło mu się. No sami pomyślcie. Bierzecie taką istotę i macie ją kusić. Nie dość, że robicie najpierw research, co tam lubi czego nie, nie dość, że zajmujecie się jej życiem bardziej niż swoim własnym, to jeszcze to gadanie do niej. Czy też niego. No wiecie, zdarzało się i tak… byt zagłębia się w one człowiecze widzimisię i ogólne dziwne „problemy”, a potem…

… a potem zawala obiad u Teściowej a Ślubnej obiecał i jest zgon. A ile można tak zgonić? No ale? Czy warto tak naprawdę oną robotę przekładać ponad wszystko? No oczywiście, że robił to z dziada i pradziada i tak dalej. Miał w sobie ich wspomnienia, a nawet niektóre części, bo to jednak długowieczność choć included, to wiecie, części się psują, ścierają, a jakoś odpowiednio w robocie wyglądać trzeba. Nawet dla onej minuty kuszenia, jak już się zdarza. No bo niektórzy serio puszczają szybciutko. Serio. Aż sam się czasem dziwi, że w tych ludziach to tak niewiele oporu. Wrabiacie ich w łańcuszek jakiś, piramidkę finansową, czy coś w ten deseń, podrzucacie nowy ajfon, a oni już, że wszystko zrobią, ino coby nie upadł…

Ludzie.

Najmarniejszy puch…

Zresztą, puchu nie obrażajmy, gówno najmarniejsze, takie wegetariańskie i ogólnie mówiąc wysoce przetworzone i jeszcze wiecie, z GMO. Tacy oni współcześni, pokręceni, bezmyślni ludzie byli. Tacy się mu nawet bardziej zdawali odrażający, obleśni, aż w końcu natknął się na nią…

I wszystko stanęło.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Szaro…

Pada.

Naprawdę nie pamiętam tak ogromnej ilości szarości, mokrości, mglistości na tej Wyspie. Wcześniej co prawda to samo mówiłam o słońcu i gorącu, no ale… widać serio ta cała pogoda się porąbała. Znaczy jak najbardziej człek rozumie, że świat jest takie, jaki jest, zmienny i tak naprawdę nieprzewidywalny. Niby widział te rąbane warstwy krzyczące o zmianach pogodowych, o wszelkich odmiennościach, ale…

Ale widzicie, na własnym cielsku to odczuwać, to nie jest fajnie.

Naprawdę nie jest fajnie. Nic a nic. Przede wszystkim człowiek niby to rozumie, ale nie jest w stanie przekonać o onym rozumieniu samego siebie, znaczy ciała. Ono ciało chce śniegu i mrozu, a nie dziwnego ciepła i onych tropikalnych aur. Naprawdę. Jakoś nie pasuje to moim europejskim kościom. I tak wiem, wkurza mnie od dawna reklama „heritage DNA”, która i tak gówno mówi, bo serio każdy nas jednak z tej mitycznej Ewy wylazł… znaczy no te praproszki i tak dalej, czy tam Lucy bardziej, ale jednak…

… no naprawdę.

Ja jestem zimnolubem!

I tyle, jestem z tego dumna!!!

Bo każdemu wolno być tym, czym jest. I tyle. Czyćmy siebie. Bo serio, może się zdarzyć, że nikt inny nas nie poczyci. A jak nas nikt inny nie poczyci, to co wtedy? Smutno tak nie być czyconym. Wiecie, czasem trzeba się samemu upominkować i miłośnie zpoemować i jeszcze spomniczkować, czy coś.

Serio!

Spróbujcie.

No ale, było o szarośći.

Jest tutaj. Jest ona i ciemna. Jest gęsta, sprawiająca, że słońce zdaje się nie móc przebić się spoza niej… gdzieś tam na horyzoncie widać oną jaśniejszą, białawą plamkę, ale jednak nic z tego nie będzie. Naprawdę nigdy jeszcze nie przeżyłam tak dziwnej, bezsłonecznej zimy. I serio, słońce wygląda tak, jakby nie chciało świecić, jakby naprawdę było takie pokrętnie przesunięte na onym nieboskłonie.

Do tego one nagie gałązki, czerwień igliwia i liści brązy… piękne to wszystko, jeszcze jeżeli doda się do tego one wysokie iglaki. Piękne i dostojne. Nieporuszające się w onym niepowiewie. Ale…

Ale dodatkowo znowu wszystko się pozmieniało.

Naprawdę.

Szczególnie w Almindingen masa drzew poupadała, inne znowu zwyczajnie umarły i nie mówię tutaj o młodych, spalonych brzózkach. Niektóre zbiorniki wodne całkowicie zniknęły inne znowu się poszerzyły. Człowiek już nie wie gdzie łapy stawiać. Boi się. Szczególnie po tym ostatnim zanurkowaniu w nowym bagienku. Oj nie, nie piszę się na spacery po bezdrożach. Boję się. Nawet kamienie zdają się poruszać. Jakby uciekały. Jakby się wyprowadzały gdzieś indziej, jakby… żyły.

Nie wiem, czy mi się to podoba.

Co ja kłamię, przecież w ogóle mi się to nie podoba!!!

Nie!!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.