Pan Tealight i Burza…

„Pioruny…

Grzmoty i mgnienia świateł, które pojawiają się i znikają.

Dźwięki, które sprawiają, że niektórzy z dziką fascynacją w oczach podchodzą do okien i przyklejają się do nich, ale też i ci, którzy chowają się pod kołdry, mimo strasznych upałów, wciąż to robią. Nie bacząc na temperaturę i zaduch, zjedzoną późną kolację, fasolki i tak zwane zdrowe żarcia… nie chcą tego widzieć. Nie chcą tego słuchać. Najzwyczajniej w świecie… się boją.

Niezależnie od wieku.

Może i irracjonalnie?

Ale przecież nie mogą walczyć z tym, co narzuca im własne ciało i umysł. Nie mogą. A może i nie chcą. Bo przecież w tym lęku jest coś takiego dziecinnego, o nie pozwala dorastać, ale i boskiego zarazem, co sprawia, że natura stawiana zostaje na porządnym, istotnym, tym, którym winna, miejscu… więc może właśnie o to chodzi w tym wszystkim? Strachu przed burzą, piorunem, światłem… w tym oczekiwaniu, liczeniu, onej pewności nadciągającego dźwięku, onemu omenowi?

Nad Wyspą przepływała Wielka Burza.

Ale ni zagrzmiła, ni zaświeciła.

Ni nie zrobiła niczego innego.

Po prostu przesunęła się nad umierającymi drzewami, spragnionymi sarnami, zmęczonymi jeżami, głodnymi ptakami i ludźmi tak mocno podenerwowanymi, że nikt już nie wiedział co zrobić.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Człowiek jest dziwnym, pokrętnym zwierzęciem.

Cokolwiek by o nim nie mówić, tylko zwierzęciem.

Zwierzęciem, które się poci i dyszy. No nie oszukujmy się, jest kanał. Znaczy nie no, pewno jak ktoś na wakacjach to tam mu za jedno może i chciał takich upałów, ale jak wstajesz coby poklikać w klawiszki i szukasz dziwnych znaków na skałach na północy i dowiadujesz się zniszczeniach i pożarach i tym wszystkim, to nagle… nagle uświadamiasz sobie, że bez wody nie będzie jedzenia. Że będziesz skazany na żarcie nie wiadomo skąd z nie wiadomo jaką zawartością czegoś… bo przecież Niemcy też dostają po tyłku, więc jak to będzie? Te ubite krowy okay, ale co będzie jadł trawowielbiciel? Bo boleśnie, niestety nim jestem. Wiecie, niektórym odbija na starość i nagle tego nie mogą jeść i tego nie mogą jeść i już… nic im nie smakuje.

Powinno to być zbawcze dla sylwetki.

Odkrycie!!! NIE JEST!!!

No ale… jeżeli w UKeju już zabraniają podlewania trawników to i do nas pewno to dojdzie, chociaż nie wiem, czy wiecie, ale u nas w ekologicznym podobno świecie to się plastikowe kładzie. No serio, najnowsze odkrycie, podobno czysta ekologia, bo podlewać nie trzeba, ciąć nie trzeba a zielone wciąż. Wiem, że ludzie nie myślą, ale aż tak? No przecież nikt nie podlewa trawników, nie stać nas na to!!! A już mus ten plastik na pola wszelakiej piłki używalności trzeba to kłaść. Hmm… ciekawe czy na tym mniej kolana się obciera? No nie wiem, dla mnie to nadal pomylone.

No nic, to jakbyście nie wiedzieli… gorąco.

Chyba w nocy to najbardziej dopieka. Dla mnie spanie w temperaturze na plus jest trudne. Naprawdę. Wolę hibernację. Ale gdzie tutaj pojechać żeby zdobyć jakiś chłodek? Kurcze, gdzie jest teraz zimno i niezbyt daleko? Może na Islandię? Bo mnie korci Islandia, a właśnie się dowiedziałam, że można popłynąć z Danii tam promem. I to z przystankiem na Owczych kurcze, wiecie co, chcę!!! Tylko skąd wziąć te korony? Może ktoś ma na zbyciu, to wszelkie donacje przyjmę radośnie.

LOL

Spoglądając na kolejne pogodowe, wariacyjne kompilacje, to jakoś nawet jest mi coraz cieplej. Serio. 30 stopni i więcej, nie, wychodzę z tego świata. Poproszę o lodową jaskinię, jeśli można w jakimś fajnym smaku.

Mało wybredna jestem.

Kurcze, ale tak naprawdę, to przez cały czas zaskakuje mnie ta dziwna cisza, wiecie, taka jakby brakująca jak grille i wypalarki do trawy i jeszcze oczywiście kosiarki. Nie ma ich. Nikt nie ryzykuje chyba raczej mandatu, a może po prostu wszyscy odpuścili? Sama wiem jedno, muszę przyciąć zioła, bo zdychają. A tymi patyczkami to już nawet bączki i pszczoły czy motyle się nie interesują.

Czas na jesienne cięcie latem wczesnym.

A co…

Chowaniec wkurza się na kolejki w sklepach.

No tak, teraz mamy korki i kolejki. Pewno, że to nie tak jak w wielkich miastach, ale przerzućcie się z pustek w tłum obcy i nagle wszystko jest inne. Dziwna nerwowość narasta w powietrzu, wszystko się miesza, mami, małe dzieci układają się na podłodze i naprawdę masz ochotę skopać dorosłych, ale przecież jak to zrobić w tym upale? No nie da się!!! Po pierwsze wysiłek fizyczny i pot, po drugie oni dorośli nieświeży tacy. Bo nie wiem dlaczego, ale nasze sklepy nie posiadają klimatyzacji. Wróć, może niektóre posiadają, ale ja w nich nie byłam. Dlaczego? Bo u nas upały zwykle są niezdychalne, zawsze jest jakaś bryza, a raczej… może zawsze była i już to ni wróci?

To se ne wrati… czy jak to był?

Nie przeraża was to?

Co, jeżeli tak już będzie? Północ się zapustyni? Czy jest taka możliwość? Bo z tego co pamiętam, to północ miała być zalana wodą. Helloł!!! Gdzie te topniejące lodowce? Gdzie moje „Pojutrze”?!!! Czy wszyscy się mylili? A może serio te bieguny się zmieniają, wywróci nas na drugą stronę i zostaniemy zombie? Nie wiem, ale z pewnej strony perspektywa bycia zombie, wiecie, to odchudzanie, dieta, może nie będzie źle. Ale ten zapach? Ekhm, z zapachem będę miała problem.

Wrażliwa jestem.

To może wampiry?

Jako wielbicielka starej Anne Rice – w znaczeniu, nie że ona stara, ale jej wcześniejszych książek – chyba byłabym za. Może miałabym problemy z krwią, ale znowu, jak będę chuda i młoda, to czemu nie? Noc mi styknie, słońca i tak nie lubię. Potrzebuję do zdjęć, ale przerzucę się na księżyc, albo będę chodzącym za dnia, czy jak to było… To jak myślicie? Zombie, wampiry, czy wszyscy zostajemy morświnami?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.