Pan Tealight i Inne głosy…

„… a wszystko przez jej zatkany nos.

No dawno nie była tak chora, wiecie, obsiąpiona dosadnie dookoła ust i nosa, wielkiego, większego niż zwykle, zasmarkana, właściwie nie tyle zasmarkana, co z wyrazistymi, małymi wodospadami cieknącymi jej z dziurek od nosa. Opuchnięta, umęczona, bolesna… kaszląca, usznie nie do końca świadoma dźwięków, dziwnie miękka, poruszająca się w pokrętnie miękkim świecie…

Naprawdę, Wiedźma Wrona Pożarta była chora i co gorsza, ciągnęło się to już drugi miesiąc, ale teraz jakby się zaogniło. Jakby chciało jej pokazać, że może. Że przecież zarazie wolno wszystko i zaraz jak najbardziej wybiera sobie cele i miejsca. Bo kto ją zatrzyma? Świat, w którym antybiotyki już nie działają? Zresztą, przecież to chyba tylko katar? No wiecie, logiczne przeziębienie…

… więc o co ten krzyk?

Ale czym było wcześniej?

Grypą? Taką, która mutowała w coś, co winno być mniejszym coś? A może jednak… po prostu zmieniła się? Wiecie, choroby zwykle brzmią tak kobieco… więc dlaczego nie mają się zmieniać. Zmienność to przecież tak bardzo rzecz kobieca. Czyż nie? A może jednak to nowy rodzaj zarazy?

… no ale, chodziło o to, że przez chorobę się jej wymiary pomieszały, drzwi i kluczyki, wszelkie cudactwa, które tylko ona widziała i… nie dość, że słyszała dziwne rzeczy, to jeszcze w całkiem pokręconych tonacjach!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Wieje…

No weźcie, przecież dawno aż tak nie wiało. LOL!!! Należy o tym wspomnieć. Może i świat dookoła mnie serio dostaje fioła na punkcie mikroplastiku w morzu i wodzie pitnej, to jednak ja, świadoma swojej własnej niemożliwości uczynienia czegokolwiek postanowiłam się rozchorować na amen z pacierzem, nowenną i psalmami na dodatek. A tak Dania sfiksowała na punkcie mikroplastiku, co oznacza, że pewno podniosą nam podatki i tyle. Bo przecież jak w każdym kraju podatek samochodowy na drogi nie idzie, tak i ekologiczny pewno z ekologią nic więcej wspólnego niż nazwa nie ma.

Po prostu nic ino zakończyć żywot.

Serio.

Z jednej strony plastik, krzyczą na tych noszących torby wieloużytkowe, że podobno współczesny plastik się rozkłada tak fajnie, a ja dobrze pamiętam, że jak zakazali darmowych torebek w sklepach to w końcu przestały wisieć na drzewach, a teraz… znowu wrócą plastikowe ptaki. I nie, nie ma – poza onym plastikiem z roślinek – takiego, który się całkowicie rozkłada. Każdy stworzony jest tak, mówię tutaj o onym ekologicznym, z części rozkładalnej i tej wiecie, o której się nie wspomina. Ale kto by tam czytał mały druczek. Że psy srają? Że żwirek dla kotów z silikonu… nie wiem, serio, gdzie żyję. W 2006 to był taki spokojny raj, układ skład i ordnung ze słodkim hygge, a teraz, wszystko ma metkę i nalepkę z ceną.

Serio…

Ale wieje.

Przedstawia myśli pod kopułką, macha dachem, ogólnie szaleje. Obija się od ścian, majta nimi, wgryza się w nie, jakoś tak się do nich tuli, a potem wiecie, z plaskacza. Naprawdę dziwnie uczłowieczony jest ten wiatr. A może to ludzie jakoś tak od niego przejęli pewne zachowania? Kto to wie? W końcu wieje już od tak dawna… od zawsze. Ale wiecie, człowiek jest jakoś przyzwyczajony do tego, że wieje nocą, jakoś jest to normalne, głowa pod kołdrą, pierwotny lęk, dziwne modlitwy kłębiące się pod kopułką… ale w dzień. W dzień to wygląda tak bardzo dziwnie. Tak niesamowicie porywająco.

No więc wieje…

Dodatkowo w przeróżnych miejscach zrobiły się intrygujące ślizgawki, więc jeździjcie ostrożnie. Nawet bardzo ostrożnie. A najlepiej posiedźcie w domu, posprzątajcie, może upieczcie ciasto?! No co? Ciasto fajna rzecz, chociaż ja chyba bardziej wolałabym zupę. Taką warzywną, potem zmiksowaną z maciupkimi grzaneczkami. Ech… mniam!!! Wiecie, na taką pogodę nic tak nie działa jak gorąca zupa.

Nawet jak sparzy w język.

I ten śnieg…

… pewnie, że zaraz zniknie, ale taki on cudownie specjalny, specyficzny, jedyny w swoim rodzaju!!! Jednocześnie świeci słońce i on tańcuje sobie w powietrzu, wiatr nim zamiata, popycha go, mąci, ale jednak… jakoś tak to wszystko do siebie pasuje. Tak jakoś jest hipnotyzująco piękne. Podobno znowu odwieźli jakiś durniów, którzy stwierdzili, że mimo połowy pelikana – wiecie jak to Duńczycy mówią, że wieje na pół pelikana… – oni sobie posurfują. Na szczęście helikopterowi udało się ich wyciągnąć… Chociaż czasem się zastanawiam, czy na szczęście. Wiecie, takie tam Nagrody Darwina i eliminacja idiotów. Bo jakoś ona eliminacja idiotów to chyba ostatnio nie idzie dobrze. Mówiąc majnkraftowo, spałnią się jak nie wiem co. Ekhm, no co, może nie gram, ale lubię sobie posłuchać przy robocie jak to inni sobie grają.

Na termometrze minus trzy!!! W powietrzu tak pieroński, gryzący chłodek, że wystawione pranie staje dęba, no ale. Przetrwamy to. A raczej, lubimy to, nie oszukujmy się. Nawet czasem tak wyjść i się przewietrzyć. Nawet czasem tak dać się popchnąć… nawet czasem pofrunąć!!! Hihihi. Życie na wyspie, pewno każdej w takim czy mniejszym rozmiarze, jest właśnie takie. Naturalnie utrzymujące dwunogi w domu. Gdy wieje, albo tak siecze deszczowo, że skórę zdziera.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.