Pan Tealight i Czerwone Drzwi…

„Pojawiły się nagle…

A może pojawiały się powoli kawałek, po kawałku w swej drewnianej deseczkowatości? W onej czerwieni miesięcznej krwi, zużytej, niepotrzebnej, ogłupiałej od niewypełnionych proroctw, od nienarodzonych dzieci… Tak naprawdę nikt tego nie wie, bo pierwszą, która je zauważyła była Wiedźma Wrona Pożarta Przez Książki, a ta zobaczyła je już całe. Nawet z lekko pociemniałą miedzianą rączką. W żółtej ścianie dzielącej Zapomniane Pole na pół. To same, które kiedyś rodziło tyle kwiatów a teraz… nie wiedziało do kogo należy… i czuło się tak bardzo wykorzystane.

Zobaczyła je poprzez płotek z roślinek, na których skrzyły się kryształki lodowe, na których bawiły się ze sobą śnieżynki, gdzie panowała mroźność pewna swojej niepewności i krótkotrwałości. Zobaczyła je i zamyśliła się, bo po co i dlaczego w czerwienie. Nie żeby czuła zaskoczenie. Po prostu je zobaczyła i tyle!!!

Nie, nie przeszła przez nie. Samo Pole sprawiało, że jej własna Depresja i Strach Wieczny i Największy brali nogi za pas i chowali się gdzieś w oddalach jej umysłu zostawiając taką pustkę, która sprawiała, że nie mogła oddychać, żyć, egzystować w żadnej ze swoich pozycji, więc nie… nie przeszła przez nie. Nawet ich nie dotknęła. Nie zburzyła idealności śnieżno-kryształkowej żywopłotu chyba przypadkowego, nie zniszczyła śnieżności pola, po prostu niczego nie zrobiła…

Ale je zobaczyła.

A to im wystarczyło, by zaistnieć w pełni.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

Jest źle…

Piar piarem, ale czasem coś wychodzi… coś wytyka nos, coś przeraża. Najmłodszy obiekt miał 13 lat. Dragi podobno można skołować w kilkanaście minut. A ja nie mam pojęcia jak zdobyć coś przeciwbólowego na bóle menstruacyjne? A sorry to jednak pięć minut. Nie da się ukryć, że mam zerowe, a nawet ujemne kontakty ze światkiem przestępczym. Kurcze no… może powinno się to zmienić.

Wiecie, zawsze byłoby o czym pisać, bo na razie… to tylko o biednych dzieciach, które biorą, bo bidulki takie są zestresowane, no i nie mogą mieć wszystkiego, no i wiecie szkoła je gryzie pewnie… Jaka jest prawda? Brak rodziny. Dzieci kilkoro, a każde ma innego ojca. Dumny facet, zapracowana kobieta, zrzucenie na szkołę obowiązku wychowawczego. Rodzina. W książka pełne hygge, na zdjęciach reklamowych, a i w ustach Duńczyków. Nie oszukujmy się, nikt się nie przyzna do tego, że ten kraj się wali w podstawowej komórce społecznej. I huku onego walenia nikt nie słyszy…

O czym ja myślałam mając 13 lat?

O szkole! Chciałam koniecznie dobrego liceum, studiach i pasjach. Chciałam odnaleźć siebie. Pewno, że dojrzewanie dawało mi w łeb, ale… kurde, jak myśmy przetrwali dojrzewanie bez You Tuba? Bez onych filmików, influencerów tłumaczących jak dojrzewać? Może i naturalnie? Może i każdy po swojemu? Może i czytając zbyt wiele, uciekając w świat fantazji i samotność.

Nic w tym złego.

Bo nie każdy musi być przecież rozrywkowy…

A jeśli wychować ma cię szkoła, to zostaniesz kolejnym użytkownikiem leków antydepresyjnych. A właśnie, zna ktoś dobrego psychiatrę? Przez skypa najlepiej? Podobno tak można. Bo chyba najwyższy czas zadbać o dobre papiery. Bo tutaj lepiej lekarzom nie ufać. Zresztą, czy w ogóle należy im ufać?

Może jednak ten diler to niezła rzecz? LOL No co?

A na razie… cisza i spokój.

Wszelaka zieleń na polach, fale uderzające o brzeg miałki i piazczysty, o ten skalisty, o zarośnięty i ten całkiem nagi. O gałązki się w nich moczące, o pnie, o konary, które rzeźbi powolnie i głazy, które zdają się być rozrzuconymi kulkai lodów. Wszystkie jednak chyba jagodowe albo truskawkowe… serio.

Oczywiście weekend na pewno ma wiele do rzeczy, ale jak pogoda się nie zlituje, to z rytualnych spacerów raczej nici. A ja potrzebuję spacerów, nie nici. Żadnego haftowania!!! Żadnego szycia, nic w ten deseń!!! Chcę na spacer, ale… kurde gdzie? Gdy nie masz szczudeł, a wszystko dookoła jest potencjalnym, wciągającycm bagniskiem, wtedy no sorry misie, ale jednak raczej się nie da. Gdyby można było latać? Albo chociaż unosić się? Bo w życiu jeszcze tak często nie szorowałam butów. Plus… pleśń atakuje wszystko. Nie jesteście sobie w stanie wyobrazić jak bardzo różnorodna może być…

A może jesteście? To przykro mi.

No nic, miejmy nadzieję na lepsze, chociaż chętniej dorwałabym oną sukę i po prostu narąbała jej wymyślnie. Z igłami, szczypcami i jakimś dentystą. A co, taki stomatolog to przerazi każdego. Wiecie, zakrwawony gość wychodzący z modnego, minimalistycznego gabineciku… buuuuu!!!!

Świat jakoś chyba nieświadomy zimy, już planuje oczywiście sezon kolejny. Bo w końcu tutaj żyjemy od sezonu do sezonu. Zmiana armatora, problemy w lotnictwie… wszelakie kłótnie, a teraz na dodatek coś, o czym człek by w życiu nie pomyślał. Co mu się nie mieści pod kopułką. Poczta. A tak. Problemy już są, ale… widzicie, one problemy skończą się z końcem 2018 roku, kiedy to wygasa umowa i wtedy… nie będzie żadnej poczty. Nie będzie PostNorda, nie będzie Dansk Posta. No nic nie będzie, a podobno ustawowo być jakiś powinien, więc… więc przewiduję zmiany w ustawie, jak nic.

Wiecie co… jak nic wracamy do epoki kamienia. Pocztowego!!! Pratchett pewno by pomógł, ale i jego już nie ma.

Ale nic to, może chociaż zima wróci? Może chociaż to? Jakieś sopele, bałwany, śnieżyce, jakieś wiecie, normalności, bo co jak co, ale w tym świecie żadnej z normalności już człowiek nie uświadczy… poza przemocą, złem i tymi tam.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.