Pan Tealight i Wiosna, Wściekła Ogrodniczka…

„No po prostu jakby jej ktoś pieprzu na ogon, czy coś… albo gorzej. Że nie ma ogona, a widzieliście ją? Przecież to taka niska owłosiona trollica w tym roku z różową koneweczką i widłami w złotym kolorze, oraz oczywiście dodatkowymi, dopasowanymi kolorystycznie rękawiczkami w typie mitenek złotawych, z różowymi kwiatuszkami z koroneczką? Co jak co, ale dziewczyna naprawdę była przygotowana do wszystkiego i od razu zabrała się do roboty. W pewnym momencie miała problemy z Zimą, ale co tam, nie ten rozmiar, nie ta pasja, przecież pęd jej wściekłości był tak wielki, że Zima, mocno przerażona po raz pierwszy w swym istnieniu, odpuściła.

Nie żeby się ociepliło, ale wiecie…

Wiosna musi dać radę.

A w tym roku była nadzwyczaj specyficzna i in fashion. Wiecie, że jej kaloszki miały małe, złote obcasiki? A całe futerko ozdobione było i dzwoneczkami i ćwierkaniami i wszelakimi wstążeczkami? Po prostu dziwnym było na nią spoglądać, ale Wiedźma Wrona Pożarta chciała małą rabatkę, więc cóż, musieli patrzeć. Nie mieli innego wyjścia!!! I wiecie, z czasem to było aż nazbyt fascynujące… ale potem znowu zaczęło wiać, a ona na wiatr bardzo jest wrażliwa, wiecie, przy tym futrze…

Wiosna w tym roku, jako pora onego, naprawdę miała dziwne pokręcenie i opóźnienie. Jedne kwiaty wzrastały z innymi, inne znowu odmawiały kwitnienia, cudowne, białe dywany jakoś były molowo nadgryzione, a znowu liście na drzewach, wciąż jeszcze się buntowały… zimny wiatr chlastał każdego, kto uwierzył w to, że jest to koniec kwietnia i zrezygnował z zimowej kurtki, ale Wiedźmie Wronie naprawdę to pasowało. Chociaż chciała też tą rabatkę, ale może…

… może powinny poczekać z Szaloną Ogrodniczką? Nie sadzić, nie motać, nie pleść i nie plewić, ale przecież… coś w nich grało i zmuszało je do tego odgrzebywania narośli, do włażenia w glebę, do moczenia palców. A trollica? Cóż, jakoś trzeba było te pazury wiecie, naostrzać, a najlepiej o zminą glebę.”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_4667

Z cyklu przeczytane: „Kosiarz” – … on. Śmierć. Osobnik intrygujący. Człowiek, przepraszam, byt wielce zajmujący. Ktoś, kto zniknął. Wiecie, spierniczył z roboty, a co za tym idzie… nikt nie umiera. A nawet jeśli mu się tak wydaje, że to już koniec, to nic z tego…

… wstaje.

Ten motyw w literaturze zdaje się być już wyczerpany, a raczej zdawał mi się takim być dopóki nie przeczytałam wieki temu tego tomu. Bo Pratchett jak zwykle przedstawił to wszystko inaczej. Całkiem inaczej podszedł do tematu nieśmiertelności, onego wiekuistego pragnienia ludzkości. By żyć forever and ever.

Ale wiecie, nie być wampirem. LOL

Książka jest niesamowita. Bo nagle się okazuje, że można wszystko, że nie ma przemijania, że jakoś tak nikt nie zwalnia stołków, nie warto w ogóle się starać, bo starzy nigdy nie odejdą przecież, ale… ale też jest to opowieść o nim samym. O Kosiarzu, który naprawdę się zmienia. Pokazuje swoją ludzką stronę, a nawet i więcej.

Jedna z moich naj książek.

IMG_9542

No dobra… znaczy wszystko rozumiem, ale żeby pamięć ludzka była tak krótka? By nie pamiętali, że niegdyś pływały promy ze Świnoujścia na Wyspę? Serio? No mniejsza o przekłamania i mocne przerysowania w tej reklamie, sprawa jest taka, że możecie wziąć autko i przepłynąć się raz w tygodniu z Polski na Wyspę!!!

Oczywiście dane wszelakie w linku, strona jest dość przejrzysta i toporna, więc każdy zajarzy o co chodzi, ale te ceny… no i raz w tygodniu? Niby Pomeranią też nie było codziennie, no ale… Jeśli jesteście zainteresowani, przygotujcie się na sześć godzin płynięcia, już od 24 czerwca!!! Co dowcipne, jak dobrze czyta, linie są szwedzkie… intrygujące. Ciekawe, czy będzie zainteresowanie? A raczej jak to rozreklamują? No wiecie. Teraz zwykle ludziska jadą z Sassnitz i tyle. Albo, ci bardziej szaleni najpierw do Szwecji, a potem dopiero na Wyspę.

Bałtyk to jednak niebezpieczne wody.

To jak?

Płyniecie?

No wiem, cena od 490 PLN za człeka i autko może się wydawać wysoka, ale i tak jest taniej, niż do Sassnitz. Przynajmniej przy dzisiejszym przeliczeniu walutowym. Ale czy rzeczywiście ludzie będą znowu pływać? W końcu to zawsze było drogie. I jeszcze w nocy, wtedy sorry, ale lepiej mieć kabinę, więc za parę z samochodem zapłacicie coś ponad półtora tysiąca PLN. Sporo. Okay, strasznie dużo w zasadzie, no ale dostaniecie łóżko i prysznic i jakoś tak zwyczajnie będziecie mogli przedrzemać te 6 godzin, a uwierzcie mi leżenie na podłodze – no da się – ale strasznie wymęcza wszelakie członki.

IMG_2945 (4)

Mróz…

Wstaje człowiek i wita go szron na trawniku. Takie to dziwne, bo rok temu, jak boleśnie pamiętam, już było mi za ciepło, a teraz… szron. Podobno w ciągu dnia ma się ocieplić i podobno to już ostatni taki mrozek, ale wiecie, zaskakujące. Takie to fascynujące trochę, przerażające tych, którzy zapominają, że Ziemia tak naprawdę przez cały czas się kształtuje i zmienia i, że ma gdzieś to, co my o niej myślimy. Wiecie, że niegdyś Polska miała tyle winiarni? A chmiel na tyczkach… ten akurat pewno jeszcze sporadycznie się pojawia, ale… ludzie zapominają. Karmieni papką straszącą przez te wszelakie urządzenia, wyłączają mózgi. A może ich już nie mają? Wypłynęły im nosami i wpadły do świątecznych żurków i innych tam?

A może kiełbasy z nich zrobili?

Bynajmniej.

Słonko wali, kolory szaleją, drzewa owocowe nie wiedzą, czy kwitnąć, czy jednak zrzucać kwiaty. No normalność. Wszystko jakoś tak nie wie co robić i tylko niebieskość morza człowieka ratuje. Bo tam wciąż fale. Wciąż mokro.

Wciąż… normalnie.

Oczywiście wiosenne kwiaty dostały po pączkach i płatkach. Kokorycz i zawilce nie wiedzą co robić, większość zniknęła. Tak po prostu, ale liście na drzewach się budzą. Są już gotowe i mają się chyba całkiem dobrze, ale moja jabłonka wciąż jeszcze się nie opłatkowała. Może coś podejrzewa? A może wystraszył ją ten dzisiejszy wiatr?

IMG_3016

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.