Pan Tealight i Druga Gwiazdka…

„Nie jest za późna, wcale nie, zwyczajnie o niej zapomnieli. O świętowaniu, o tych tańcach, o kolorach, światełkach. O uczcie… o prezentach, o piosence śpiewanej jej na zewnątrz, nawet jeśli mrozi, o wyczekiwaniu na nią, oną prawdziwą i najważniejszą.

Zapomnieli.

Ludzie.

Pozwolili sobie wmówić, że ważną jest tylko ta jedna, ta pierwsza. A przecież ona była tylko próbą. Tylko i wyłącznie czymś, co chcieli wiecie, przypasować do nieba. No spróbowac, sprawdzić jak wygląda. Wleźli na te swoje kosmiczne drabiny, powiesili ją, a potem zeszli, tylko że to trwało. Może dla niektórych nawet wieki. Może i tylko lata, ale jednak… to jej przypisuje się wszelaki magiczne moce i umiejętności. A nie właściwej. Zwanej Drugą Gwiazdką.

Nikt już nie pamięta jakie cuda miała sprowadzać na świat, zresztą, czy to teraz ważne. Wyobraźcie sobie jak się czuła za pierwszym razem, a za drugim… Za pierwszym była zaskoczona, bo przecież tamta replika, papierek posrebrzany wciąż tam wisiał i to do niej się ludzie modlili, a za drugim… za zdrugim miała nadzieję, że już posprzątano. Że w końcu będzie mogła wypełnić swoją powinność, swoje marzenie, swoją magię, ale… Ona tam wciąż była. Dziwnie umocniona wiarą tak wielu ludzi tam na dole.

Jej już nikt nie potrzebował.

Wprost przeciwnie.

Ci co wiedzieli zniszczyli opowieści, legendy i mity wspominające o niej. Zburzyli malutkie, kamienne świątynie z kryształowymi okienkami i wykonanymi z rzeźbionej kory okiennicami. Wymazali ją z pamięci… oczywiście nie każdej. Bo przecież ta jedna, ta jedyna zawsze wiedziała, jakby miała to wpisane we własne ciało i sny, a jednak… co będzie, gdy i ona odejdzie?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

img_6127

Z cyklu przeczytane: „Kroniki Gwiezdnej klingii. Nowy Mrok” – … bo tęsknili? No tak naprawdę, to dlaczego? Bo „Kroniki Wardstone” tak bardzo podbiły serca wielu? Bo bohater to nie rozpuszczony dzieciak, a nauczyciel ma sam wiele za kołnierzem, na dodatek wątek miłosny, ech ten wątek, w rzeczywistości nie wali po gałach… A może dlatego, że przecież nie wszystko wyjaśniono. Przecież tak naprawdę nic się nie skończyło.

Zło wciąż istnieje.

Wszędzie.

„Kroniki Gwiezdnej Klingii” to kontynuacja Kronik… opowieść o Tomie Wardzie, który po śmierci swojego nauczyciela obejmuje jego stanowisko. Tylko, że on nie jest Johnem. Nie posiada doświadczenia swojego mistrza, ani wprawy, a na dodatek w jego życiu pojawia się dość specyficzna uczennica… Jenny. Tym razem pamiętnik Stracharza dzieli się na dwie osoby. Młodego Mistrza i uczennicę. Ale co ze starymi bohaterami? Co z Alice? Czy rzeczywiście stoi po stronie zła, a Grimalkin?

Jakie skrywa sekrety?

Wciąga nadal!!!

img_0113

I co? Podobno nowy, a wygląda jak stary, co nie? A może wiecie, recyclingowali ino jakiś z poprzednich. Może nigdy nie jest nowym naprawdę?

Ech, nie wiem, a może to tylko jednak wielka ściema. A może to sprawka jakiegoś Wybitnie Corocznie Inaczej Pokręconego Maga? Wiecie, wariata totalnego, który naprawdę chciał imprezkę, ale nie miał pojęcia dlaczego i jak i po co ją wywołać i na co spraszać ludzi… więc wymyślił Sylwestra. No coby swoje imię uczcić, wiecie taki egocentryk z niego był.

Strzelanie?

Trochę było, ale za to jakie kolejki w sklepach przed srzelaniem? Nie macie pojęcia!!! Turyścizny z Niemiec w ilości wielkoogromnej. Serio. Wielkogigantycznej. W zeszłym roku tylu ich nie było. Pierun wie skąd ich tyle przywiało, może i jakaś promocja była na bilety na prom, a może jednak coś tak wola w ciszy i spokoju, w fal poszumie? Może i sommerhusy jakoś ostatnio bardziej ludziny spragnione, no złożyły się na życzenia do Świętego i on je spełnił? I sprosił? Pomógł im ich nadgonić? A kto to tam wie. Tutaj wszystko jest mocno magiczne.

W sklepach po prostu jak w innych miejscach świata, ale ludzi mniej, no i oczywiście trochę ciszej i bez jakiegoś takiego nadęcia, zadęcia, ale z brakami na półkach. No i fajno. Ważne, coby było coś do gara wsadzić, po co jakieś frykasy i ananasy? I jeszcze wiecie, te tam zasypki i polewki. I może brokaciki… no i czapelutki. no dobra, kapelutki muszą być. Dwa dni przed Nowym Rokiem nasi niesamowici sprzedawcy we wszystkich prawie instytucjach noszą na głowach one czapki. A raczej one wszelakie nakrycia głowy… wiecie czy wstążki, czy kapelutki wszelakie, czy zabawkowe, czy jednak coś bardziej standardowego, albo, co mnie wczoraj rozwaliło maksymalnie – papryczki. A tak, w Kvickly obsługa miała na głowie papryczki. Ech, no wiecie, dla każdego coś miłego!!! Dla każdego coś szaleńczego, tudzież, zwykłe coś!

img_6044

No nic, przecież akurat na to nie mamy wpływu.

No na czas.

Niezależnie od tego ile będziemy czekać, albo się spieszyć, ile zegarków zabijemy a ile ich przyśpieszymy, w rzeczywistości, czas… ma nas gdzieś i se biegnie. Dlatego serio nie rozumiem powiedzenia: senne mieściny. Serio. One wcale nie są senne. One są takie jak wszędzie, są takie same, ale jednak trochę cichsze. Okna w nich są takie jakieś bardziej poszarzałe, drzwi zdają się być nieużywane. Schodki napuchły, jakby dawno już nie dźwigały ciężarów ludzkich, a cała reszta, znaczy no wiecie: mury i drogi, tak sporadycznie były używane, że aż dziw że ich jeszcze ktoś nie zwinął. No jak w tym kawale, co to ten sołtys z Wąchocka dbał o nawierzchnię.

A za oknem… znowu wiatr.

Podobno to ona wietrzność tak bardzo zniechęca ludzi do zamieszkania tutaj. Nie wytrzymują. Kupują domy w lecie, gdy wiecie, właśnie się wysmażyli na plazy, gdy wszystkie sklepy są pootwierane, internet działa. Kupują, a potem wielce jęczą coś o depresjach i wszelakich niepokojach. No sorry, ale idiotów Wyspa nie potrzebuje. Nieświadomość tego, że tutaj wciąż więcej natury, niż nowoczesności, to raczej straszne porąbaństwo. Że by się naprawić idzie się tutaj na skały, w las, lub skacze w nawet lodowatą wodę. Że macha się stojącym kamieniom, składa ofiary, pozostawia coś dla podziemnego ludu… że żyje się tak odtelewizorowo. Niewielu jest w stanie atawistycznie dać się porwać przeszłości. I może o to właśnie chodzi? Że moja cudowna Wyspa nie jest dla każdego. Że jeden nie może bez niej żyć, a inny znowu, całkiem szaleje, gdy choć stawia tutaj stopę.

Bo znowu wieje…

Ale nic to, może mniej postrzelają?

img_7180

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.