Pan Tealight i Budyniowe Morze…

„- Jest z mleka!
– Nie jest.
– Jest!!!

Spróbowali.
Było.

Właściwie, to kiedy Wiedźma Wrona Pożarta nie miała racji? Cierpiała na oną dziwną racjowatą przypadłość od zawsze, ale wiecie, najpierw za młoda, teraz już nazbyt świadoma… Pan Tealight rozumiał, że nigdy się do tego nie przyzwyczai, i że zawsze będzie się mu zdarzało jej nie dowierzać, a jednak… kurcze, mleko zamiast morza? No kto by w to uwierzył? A dokładniej nie tyle samego mleka, co raczej czegoś na kształt mocno rozwodnionego budyniu malinowego. Ale bez skuma. Nie ma tak dobrze, ni posypki, ni polewki, soczków, czekolady i biszkoptów…

Mlekowe morze pojawiło się dość niedawno. I jak Pan Tealight znał siebie i świat, oraz załączył świadomość własnej przedwieczności… jakoś tak, zwyczajnie wiedział, że ono zniknie. Może po prostu coś się komuś rozlało, Krakenowie i Syrenice nazbyt mocno poeksperymentowali? A może… co by było, gdyby tak zostało? I co z ogólną nienawiścią do laktozy i tak w ogóle, to co się doi?

No wiecie, mleko to mleko, a jak jest mleko, to musi być i cyc. Bez cyca ani rusz, nie da się… kurcze, nagle, gdy tylko ta myśl dotarła do wszystkich, łyżeczki zamarły, ruch ust ustał, a potem nastąpił zwrot. Bo widzicie, czasem lepiej przyjąć dar i nie myśleć, a czasem, kurcze, czasem to nikomu nie dogodzisz! Bo co złego w cycu?”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

img_0433-2

Z cyklu przeczytane: „Konan Destylator” – … za free? Znaczy no dobra, rzeczywiście. Przy zakupie książki na Empik.pl otrzymuje się kod dzięki któremu mozna za darmoszkę pobrać ebooka Verne. Ale… u mnie po wbiciu kodu poszła wiadomość, że kod już wykorzystany, więc wiecie, obejdę sie smakiem. Nie tylko dlatego, że nie toleruję czytania z maszynek i nie posiadam takowych, ale i z powodu durnego błędu. AAAA!!! Za to rozbawiła mnie literówka w przesyłanym wszystkim majlu… KANON Destylator… Ha ha ha!!! Gratulacje Empik!!!

Jak zwykle w przypadku Wędrowycza, który serio musowo jest moim wujkiem Józkiem, sorry! otrzymujemy tomik pełen opowiadań. Ale… tym razem zawsze jest w nich Semen. Jakoś tak kozak przeniósł sie do chaty Jakuba, czy co? No i obydwaj panowie, niby tacy sami, a jednak mają dziwnie ustalony rytm dnia. Kac, późne wstawanie i potem do baru, gdzie czasem mordobicie. Nuda? No nie do końca, ot chyba lekka zmiana. Zmiana też w długości opowiadań, które zdają się byc bardzij bogate i rozbudowane, takie wiecie, nie na odwal… więc, czy to wciąż nasz Jakub W.?

No tak…

img_3084

Tym razem możecie dowiedzieć się ile Semen naprawdę ma lat, co dalej z Bardakami i jaką prawdę kryła Akademia Pana Kleksa. Oczywiście między innymi. Pomiędzy zdaniami kilka danych na temat najnowszych napitków, warto spróbować samemu sobie… nastawić, a co. Na pewno jednak zauważycie, że Autor trochę się zmienił. Jakoś tak Wędrowycz tchnie silnie tymi tomikami opowiadań Pilipiuka bardziej. Jakoś tak, ale co w tym złego? No nic…

Inny trochę, ale nadal on!

img_0431-2

Recenzja na dziś: „Historia spisana atramentem” 

img_0431

No to mrozik…

No to obiecali zimę.

Ciekawe, czy powtórzy się mroźność z 2010? Pożyjemy zobaczymy, albo nie pożyjemy, zjedzą nas alieny i wszystko nam będzie jedno. A tak jakoś ostatnio sorry, ale mnie depresyjnie łamie. Znaczy wróć. Ja tam zawsze jestem depresyjna, to mój zwyczajowy sposób na życie, nie umiem inaczej, ale… no wiecie, jest kijowo no. Znaczy w ludziach, bo przyroda miodzio. Dziś takie chmury, co chwilę coś pada, człek nie wie śnieg to, czy deszcz z domieszką żelatyny, czy kurcze… coś innego, zatwardzenie u aniołków, no wiecie, wiele szalona głowa pomysłów przynosi. No i te chmury, te chmury raz są, raz ich nie ma. Raz kurcze błękit nieba i obłoczki, a na horyzoncie fiolety i szarości ociężałe… i pada. I potem nie i kurcze znowu.

Wypełza człek ze swej gawry, bo wiecie, u nas nie wyleźć w dzicz, to obciach, zbrodnia i grzech totalny. Dlatego wyłazisz z ciepełka na oną mroźność, która mocno się różnicuje temperaturowo. W Rønne 6 stopni u nas zero właściwie i mniej, no i tupta sobie. Dziś wybieramy pola. A co. Padało tyle, że błotko na pewno będzie sie milusio przylepiało do traktorków buciorowych i robiło obcasy… trudne iście, ale jednak zawsze ćwiczy się pupcia i inne tam mięśnie. Idzie człek szybko, bo wiadomo, rozgrzać się trzeba, a z aparatem, to słońce się goni, więc… nie można po prostu się opindalać. No nie można!!! Podbiegasz, odwracasz się, a tam morze cukierkowe i niebiesia takie same, jak rozpuszczone landrynki, wiecie te z dawnych czasów, gdy kolory były jakoś tak bezpieczmiejsze. buraczane i takie tam… Lekko rozjaśnione, trochę niczym wata cukrowa zatopiona w landrynkach i lizakach, pamiętacie te Kojaki? Takie wiecie okrągłe z paseczkami, piłkowate takie… ale to było bajeczne. Człek dostawała lizaka raz na ruski rok i nie miał problemów cukrowych i miał z tego jakąś taką… większą frajdę…

Tuptam nieznaną ściezką.

Przerażona, że kurde zaraz ścieżka się kończy i jak nic będę musiała walić przez to pole zielone oziminą… no, chyba że to nie jest ozimina? Jest jeszcze ozimina na polach? W ogóle straciłam jakiekolwiek związki z rolnictwem współczesnym. U mnie wciąż trójpolówki, wiecie… Ale tuptam i widzę sporą kałużę w kształcie serca, w której odbijają się one cukrowości. A ona kałuża zielenią otoczona oczywiście i w cholerę taki nastrój, że gdyby mrozik dupy nie urywał, tosz bym się chyba rozpłynęła!!!

Serio!!!

img_5447-2

Czasem, gdy tak człek idzie…

No wiecie, idzie sobie, bo chce, bo musi, bo świat tak go zgnoił, że nie można już bardziej, że coś musi z niego to wyciągnąć, bo dwa smarkacze chciały rozpierduchę mu zrobić na posesji, i gdyby nie przestraszył ich, gdyby go nie było… a wszystko przez nazwisko na skrzynce. Tak, rasizm jest normalnością w tym miejscu. Ale nikt Wam w to nie uwierzy jeśli powicie, a Tubylcy się obrażą na amen. Zresztą… urazicie jeszcze ich i będzie! Dlatego lepiej pójść w las i pole, by wywrzeszczeć swój strach i ból. I koszmar tych dziwnych bab, które stwierdziły, że jeśli rodziłeś się w Polsce być idiotą musisz… to, że masz wykształcenie galopująco wyższe niż one obie razem większe nie ma znaczenia. Całkiem w ogóle…

I dlatego idziesz. Ale zapominasz w którymś momencie, że zmrok napada i dopada człowiek nagle. Że to, iż promienie i słońce oddalają się od ciebie, oznacza, że od razu zrobi się ciemno. I to serio, oko wykol. Jeszcze jeśli uda ci się dotrzeć blisko jakiejś osadowości większej, będzie okay, ale co, jeśli zostaniesz na polach. przy tym dziwnie łapczywie wyglądającym, wielkim, białym domostwie, które zdaje się połykac każdego. A może wciągnie cię ona idealnie czarniawa droga poznaczona szkiełkami lodowymi, w których dziwnie zatrzymane tkwią liście i ostatnie promienie słońca. I miodowość nagła nieba odbita…

Oj tak, o tej porze roku zalecamy jednak spacery wcześniejsze. Serio… Inaczej wpadniecie w głóg, czy inną tam dziką różę i pupa połatana! Albo lepiej, nastraszy was ten zająć i będziecie mieli… bo podskoki na względnie miękkim podłożu kończą się mokro. Azaliż… zauważyć tego nie musicie koniecznie, bo przeciez i tak łażąc po drogach zapomnianych i zwlekających od deptaczy, mokrzy jesteście już… co najmniej po kolana, choć ja to po pupę. Niski wzrost ma takie… możliwości! Wiecie, możliwości całkowitego zamoczenia, a nawet wodowania!

Czasem, gdy tak człek pozwoli sobie na całkowitą wolność w wybiorze drogi, albo leci zwyczajnie za niknącym światłem, to cos z niego schodzi i na chwilę jest lepiej. I na chwilę…

Niestety na chwilę. Ale kurna dobra i chwila, co nie?

img_5451

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.