Pan Tealight i Maciusia Pierwsza…

„No bo widzicie…

… czasem trzeba brać co jest. Miał być Maciuś, z czasem pewno i Maciej, może nawet sir Maciej, pan na włościach, Delfin, Następca… ale z kobiety wylazła znowu baba, matrioszki pierniczone, i trzeba było coś z tym zrobić. Najpierw w papierach pododawano a do imienia, potem jakoś, w końcu w dzieciństwie dzieci są serio takie same, tylko przy przewijaniu trzeba inaczej zachowywać ostrożnośc, ale… dzieci dorastają. Gdy przyszedł ten czas zwyczajnie włożyła na głowę koronę i tyle. W końcu baby to robią co trzeba, co nie? I ona nie złaziła z tej drogi. Zajęła się wszystkim. Państwem i poddanymi, polityką, armią, chorymi i potrzebującymi pomocy, tymi, którzy umieli sobie pomóc, ale serio nie wiedzieli jak i tymi, co wiedzieli, ale nie potrafili…

Robiła wszystko, co trzeba było.

I była wielka! Oddała się całemu swojemu światu. Potrafiła spojrzeć w oczy cuchnącemu samotnikowi, który obiecał, że sie umyje, gdy znowu jego światem władać będą faceci, ale i temu lizusowi, który wkurzał ją tak, że potem potajemnie wydała nakaz jego oskórowania. Była geniuszem… zdolnym godzić, ale i wzbudzac niepokój w tych, którym serio musiała ukrócić egzystencję. I jeszcze jak idealnie lawirowała pomiędzy starymi rodami. Wprost… no wystarczy powiedzieć, że była idealnym wirtuozem. I kobietą. I chociaż poza kochankami nie znalazła nikogo na dłużej… jakoś tak dociągnęła do nader potężnie dostojnego wieku. Jakoś poszło, a kraina była tą wódką i miodem płynącą! Wiecie, na mleko ostatnio tylu ma uczulenie, że chyba zlikwidują to słowo, albo coś. A soja jest z GMO. No weźcie!!!

Władała…

A potem na pomniku i tak dorobili jej penisa i wąsy!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_7896

I trochę należnego mi pożywienia, o którym marzyłam, śniłam i tak dalej… serio, na niektóre tomy czekałam z utęsknieniem BARDZO długi czas!!!

IMG_1970

Z cyklu przeczytane: „Rok szczura. Wędrowniczka tom 2” – … czyli środkowy tom opowieści o gryzoniach. I ludziach oczywiście, ale bardziej gryzoniach w świecie pełnym magii, wszelkich mocy i… dziwnego trójkąta, w którym on może sypiać jej na piersiach, gdy jest szczurem, ale nie wtedy gdy ma dwie nogi?

Oto są oni. On… obdarzony i szczurowaty, ona… wieśniaczka, prosta i zagubiona, i jej przyjaciel, który miał być jej księciem, ale okazał się być zwykłym, chociaż bardzo sprawnym chyba, złodziejem. Jakoś tak wałęsają sie po tym świecie, lekko późnośredniowiecznym, wioskowym, na krowinach jeżdżącym. Milusio rosyjskim, gdzie każdy jest wujaszkiem i cioteczką, a ludzie wciąż jeszcze potrafią być dobrzy.

Oto jest bajka o naiwności, która może wkurzać i serio chcecie ubić Ryskę za jej durną prostackość… ale która się zmienia. O dziwnym związku pomiędzy trójką specyficznych ludzi stojących na dziwnych rozdrożach swojego życia. Połączonych interesem, a może czymś więcej? Może w tym wszystkim jest jakieś przeznaczenie i może uda się mi je poznać, jak Ryska w końcu dorośnie? Oj pewno, że książka jest cudowna, dowcipna i powalająco sprośna miejscami, szczurza i serio czasem zaczynasz się drapać w dziwnych miejscach, a cienie na ścianach tańczą…

Gromyko jest boska i stworzyła GENIALNY i dopracowany świat, opierając się na wiejskości zza wschodniej granicy, ale Ryska… nosz kurde ja rozumiem, że ona dorasta, ale ubiłabym naiwniaczkę durną!!! Warto przeczytać! I nie tylko wtedy, gdy jest się szukającym dowcipności i kabaretowej miejscami rozrywki osobnikiem. Może bohaterowie względnie młodzi – wiecie, zależy, jak się patrzy, w okolicach dwudziestki w końcu… ale opowieści wcale nie naiwnie współcześnie dziecinna.

MIODZIO!!!

IMG_6119

Ten czas Przedwiośnia, to jakieś dziwne zawieszenie. Niby gałęzie wciąż gołe, ale już przebudzone, niby trawa przez cały czas była zielona, ale teraz pełna jest krokusów. Wszędzie coś rośnie, coś kiełkuje, wszystko takie wilgotne, a na dodatek mchy się zielenią i bursztynują. Nosz pięknie i tyle, szczególnie, gdy za tło ma się kobaltowe, spokojne dziś fale. Dobra, może miejscami kaczka przysiądzie na nich i jakoś tak coś się poruszy i głosy wyłażą z tych fal… Serio, jakby ktoś do mnie gadał. Dziwię się, wyciągam z uszu słuchawki i wyłączam graitko, a jednak wciąż je słyszę! Tylko czy to z toni ktoś woła, albo gada, Touretta może i ma, czy to ze mnie coś, co się odbija od toni i jakoś tak mnie mami? No kto to może wiedzieć? Przecież mamy w morzu syreny! A tak, mamy. Dookoła Wyspy widziano ogoniaste stworzenia… kurcze… ale czy syreny normalnie gadają? A może to utopce i diobły? Albo coś gorszego… moja nauczycielka z podstawówki, której się tak bałam? Może przemieniła sie w krakena?

Pewno, że wszyscy wiedzą, że woda niesie głosy daleko i mami kierunkami, ale może nas okłamują? Może tak naprawdę ryby mają głos? Może w puszce tuńczyk, chociaż w kawałkach, wciąż do nas szepcze? Może makrela wędzona lubi śpiewać operowe arie, a smażona flądra kocha poezję?

Stoję sobie i gapię się jak sroka w ten gnat… zastanawiając się z jakiego on przedpotopowego olbrzyma się odłamał. Czy ten olbrzym wciąż gdzieś tam gania, czy jednak nie? A może nawet nie zauważył jego braku? Może z palca mu się ino odłamał? Albo z naszyjnika, na którym nosił kości pokonanych pobratymców… falliczne kości, oczywiście. W końcu to facet no! I kurcze ma jakieś wiecie, poczucie wszelkiej powinności, oraz faszyn szyk. A nawet dwa szyki.

Już za kilka tygodni te ulice znowu się zapełnią. Znowu pojawią się osobnicy w swoich wielce tam wypasionych furach, z miasta… wiecie, takie tam alieny. Znowu sklepy otworzą i przez chwilę będzie i żar i rozgardiasz, i znowu trza będzie to przeżyć… Byle do zimy i tyle! A na razie pomacam się po pączkach i wszelakich, dziwnych zielonych listeczkach się już gdzie niegdzie spojawiających. Wiosna idzie, jakkolwiek czy doszła, to głupio wprost się tak kobietę spytać. Co nie?

IMG_0522 (2)

Golasy!

No właśnie… bo widzicie, u nas można się kąpać w stroju narodzeniowym. Znaczy bez niczego. Serio. Są nawet specjalne miejsca, gdzie zwyczajnie nikt nie ma nic przeciwko i chociaćż pierwszy raz może być odrobinę szokujący, to dla krótkowidza takiego jak ja niewiele się zmienia. Serio. Morze jest wielkie, plaża szeroka i długa, a ludzików niewiele. Nikt się z nikim nie styka… więc dlaczego nie? Puścić się w fale tak bez niczego. Kompletnie? Może spróbować? Może… ech, chyba jednak polegnę, ale jeśli chodzi o innych, to proszę bardzo. Bawcie się! Bo czemu nie? Co w tym złego, że ktoś se tam pływa bez gacioszków? No co to zmienia? Przecież nie pływam pod nim! No chyba, że to mój własny golas…

Golasy golasami, ale włażąca dzisiaj do wody zgrabna pani w średnim wieku, lekko mnie przeraziła. Nie wiem dlaczego. W końcu zrobiła to, o czym myślę od jakiegoś czasu, ale mimo zimnych pryszniców, wciąż się jeszcze nie odważyłam… Przeraziła mnie, bo z tym wiatrem było mi zimno mimo zakutania w szalik! A ona tak ze szlafroczka i po schodkach… ale bez obaw, zaraz wyszła. Może to jednak nie chodzi o pływanie – chociaż są i tacy, co pływają – ale bardziej o umoczenie się?

Może tak kurcze wleźc w te fale? Ale co, jak mnie pokręci? No wiecie skurcz jakiś i foki mnie zeżrą, albo Kraken porwie bo przeca nigdy nie widział tyle białego mięska? Otłuszczonego, bez urazy, ale jednak… jak się komuś krowinka na talerz ładuje, to czemu nie wziąć? Zjeść ją… z sosikiem, lub bez i popić rumem z zatopionych łajb. Pewno długo leżakowane ma specyficzny aromat.

No wiecie… wiosna idzie. Szczypiory ekologiczne już kiełkują, czas coś posiać, dosadzić, wyciągnąć zakamuflowane ziarna i po prostu zaszaleć!

IMG_0524 (2)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.