Pan Tealight i Szafa Czterodrzwiowa…

„Stała w Chatkowej Sypialni wielka taka, pierwotna, dziwnie nazbyt ogromna. Jakby pożarła i Olbrzyma z Marchewkowego Pola i stadko Trolli spod Mosta, pięć wiedźm z nadwagą, świeży urobek z Piekarnianiej Sztolni… no wszystko no!!! I nie odbekła!!! Po prostu pożarła bezmyślnie, może i bez smaku, tak nerwowo smutki zajadając i brak smutków, a i poszło jej i w drzwi i półki, obicia drewnopodobne i wszelaką klepkowatość, w okładzinkę i wiecie te tam trociny… bo owa Szafa była zwyczajna i współczesna bardzo. Żadne tak wejścia do Narni, czy inne stwory potwory się w niej nie miały prawa czaić, nie w tym niedrewnostwie, sklejkostwie, braku dębin, sosin… Zresztą gdzie? Jako jedyna w Chatce, miała wystarczające obciążenie. Były w niej cuda i wianki i zioła… i małe gniazdko Podłóżkowych Potworków, co to z powodu nikłej pod posłaniem przepustowości, serio musiały się dobrze zmutować, by cokolwiek i gdziekolwiek pod śpiących wetknąć…

Bynajmniej, stała sobie pod ścianą, białą, prostą… chyba… boczkiem do drzwi, boczkiem do okna. Stała mocno, pełna, wypełniona. Czterema wrotami zatrzaśnięta, zwyczajna, nic takiego, ot przecież maszynowa robota. Ot przecież taka jak w większości domów. A jednak… nie do końca. Obwieszona amuletami, jakby w rzeczywistości… może nie w środku dnia, ale nocą, tą chwilą, gdy każdy śpi, gdy tak naprawdę nikt nie śni, ale świat wciąż się prawdopodobnie kręci… coś w iej skrzypiało. Coś w tej części z półeczkami skrobało, coś w tej części z wieszakami stękało. I nic się nie działo, jeśli tylko drzwi były zamknęte. Jeśli tylko przyciskały się mocno do siebie, jakby nie chciały zostać rozdzielone, nie teraz, nie na zawsze…

Dlatego nim zaszyła się w łóżkowe pielesze, Wiedźma Wrona Pożarta, zawsze sprawdzała drzwi Szafy. Ostatnio jakoś tak odstawały, jakoś tak jakby się od siebie oddalały, jakby… nigdy nie była pewna, że wszystko jest w porządku. Że nic stamtąd nie wyjdzie… ani, co gorsze, nie wejdzie!!! Bo widzicie, posiadanie nawiedzioniej, nawiedzonej i wzwiedzionej, oraz szalonej w trzymaniu swych sekretów w sekrecie, Szafy wcale nie polega na trzymaniu jej w stałym stanie zawartości, ale raczej… na dbaniu o to, by zwyczajnie nic z niej nie wyszło.

A było w niej tak wiele… że wielu pragnęlo dołączyć!!!”

(„Sklepik z Niepotrzebnymi” Chepcher Jones)

IMG_4733

Z cyklu przeczytane: „Kroniki Wardstone. Tom 2” – … strach. Nie no, pewno że po filmie, to więcej osób sięgnie po tę serię, ale… czy znajdą tam to, co było filmem? A nie!!! Bo to nie jest to samo, ale o wiele wiele wiele więcej. Wiele bardziej strasznie, wiele mocniej, wiele bardziej przerażająco – a jednak dla nastolatków. Chociaż z tego, co wiem, starszym też dobrze się czyta.

Bo i miejsca magiczne i czary i mitologie i… baśnie…

Główny bohater jest odpowiednio zadziorny, a wiedźmy… ekhm, no wiecie, są specyficzne. Co do jego nauczyciela, to można mieć różne zastrzeżenia, ale wiecie, taki jest już świat dorosłych!!! Czyż nie? Bo widzicie, dzięki tej serii sami zmieniamy się ponownie w późne dziecię/młodego niedorosłego. Ponownie boimy się prosto, naturalnie, prawdziwie, do końca, ale i mamy w sobie odwagę, o jakiej już zapomnieliśmy!!!

Dobrze napisany pamiętnik/dziennik ucznia stracharza. Pełen zwyczajności zawodu, ale i zaskakujących niesamowitości. Pełen nowego spojrzenia na wszelakie skostnienie obrzędów… ale i zaskakujący prawdami wiekuistymi.

Naprawdę dobra lektura.

IMG_5608

Właściwie…

… wiecie co? Mi to chyba by nie przeszkadzało. Byle by tylko poczta działała. Zresztą od czasu jak pozostawili jedno okienko, to wysłać coś od nas, wprost niemożliwym się zdaje. Ale gdyby Wyspę zamknięto? Gdyby polikwidowano samoloty, promy zresztą i tak chcą polikwidować, więc co tam… kogo zresztą na nie stać? Gdyby tak zostawić tylko jeden, pocztowy, a może i taki dla turystów, którzy wiedzą, że chcą spokoju, dziczy i czegoś innego, czystego, znośnego, bezpiecznego. Czegoś spokojnego, zamkniętego bramami zmierzchu i świtu? Tej cholernej jogi, mdytacji, biegania i ćwiczeń wszelakich? A gdyby tak zaryzykować? W końcu ziemia jest, jeść co będzie. Gdy tylko przestaniemy oddawać bogatym to, co wyrośnie tutaj, co tutaj napęcznieje powietrzem i z lekkim morskim aromatem zmieni się w wełnę i mięsko… to będzie dla nas. Cóż więcej trzeba? Nawet kamieniołomy mamy, jakby co da się i Hammershus podbudować. Underjoriskery pomogą! Bo przecież co nam tutaj te oskary, gale i inne szaleństwa? Co nam wasze przepychanki i klepania się wzajemne po tyłeczkach i zakłamanym geście adoracji? Tak naprawdę… to dlaczego tak usilnie staramy się zadowalać innych? Dlaczego fascynujemy się czymś, co w rzeczywistości nie istnieje? Zamiast tym, co nas dotyka. Co jest blisko… oj pewno, że tak łatwiej. Bo jeżeli oni zawiodą, ci daleko, ci tak naprawdę wymyśleni, to tak nie zaboli…

Świat pasjonuje się niecodziennością. Odpycha codzienność i za wszelaką cenę stara się wszystkich i wszystko udomowić. Począwszy od kotków dzikich po dzieci w Afryce. Po plemiona, które odmawiają owej „cywilizacji”. Zresztą, nie sięgajmy aż ta daleko. W końcu jestem ja. Nie mam wagi w łazience, zmywarki, ni telewizora. Nie umiem obsługiwać kuchenki mikrofalowej i nie używam telefonu. Gorzej… nawet mejli już nie używam, bo i po co? Dla spamu? Kolejnych ofert przedłużenia męskości, dziewczyn na godziny, czy ubezpieczenia czegoś, czego nawet nie posiadam? Reklam. Wyskakują wstrętne z prawa i lewa, atakują. Nie da się już wejść na to co dozwolone, o niedozwolonym pokrętnie, nawet nie wspominam. Boję się ich. Wredny mózg zarejestruje na pewno coś, co w rzeczywistości wcale mnie nie dotyczy, a przerazić może…

… więc po co to?

IMG_2027

… więc nie chcę…

Wrobili nas w te trupie energooszczędne żarówki, że noc już nie przynosi ciepłych blasków, nie bawi się naszymi rysami, nie sprawia, że niepełne rozbieżności naszych twarzy, to co inni zwą niedoskonałościami… znikają. Stawaliśmy się wtedy kimś całkiem innym. I jeszcze świece, oj tak. Było pięknie. I żarówki się nie psuły tak często. A teraz ekologicznie marnujemy więcej żarówek, wszystko wygląda koszmarnie, w muzeach rzeczy nagle zbrzydły… Czy o to chodzi tej cywilizacji? By wszystko zbrzydło? Może to jest owo udomowienie.

Zamknąć oczy, zaszyć usta, zatkać uszy…

Może Wyspę dobrze by było oddomowić? Znowu udziczyć? Pozwolić jej zdecydować w jaki sposób chce żyć, jak się kręcić, jak pływać? Przestać naciskać, przestać jej usilnie starać się wetknąć ten cholerny tunel w dupsko… chociaż nie do końca wiem, czy od strony Szwecji ma dupsko, ale jednak. No weźcie no, po kiego nam tunel? Dziczę należy zachowywać, a nie dopasowywać do Ibizy!!! Po kiego nam kolejne dyskotekowe eldorado z dragami? No po co? Czy serio wszędzie muszą byc takie same sklepy i ludzie? Co z egzotyką? Ja chcę wyjeżdżać w świat nieznany, albo takie tylko legendarny, cudownie odkrywany prawie po raz pierwszy!!! Ale po co, jeżeli na każdym rogu mamy teraz kebab i meczet? Wszędzie tańce brzucha i najlepsze indyjskie specjały. O adoptowanych dzieciach już nie wspominam. Usz, widzicie widać jak się adoptuje względnie podobne latorośli, to tak nie widać… dobroczynności.

Oddomowienie… Może dobrze byłoby powrócić do zwyczajności? Bo chyba marzy mi się dom i ogródek, który trzeba plewić, ale za to daje jedzenie. Może i niezbyt przepadam za kurzęcjami i krowencjami, ale… w końcu nie każdy może wszystko. Nigdy tak nie było. Może by tak mieć królika? Szkoda, że króliki jajek nie znoszą, chociaż, w końcu nadchodzi ta cała Wielkanocność. Może więc i jajeczka w długouchych włochaczy będą? Ekhm!!! Bez podtekstów!!! Bo widzicie, złapałam się na tym, że nawet gdyby co, to nasion nie uświadczysz, a nawet jeżeli, to z tych nasion potem nici, a z owoców nasion nie będzie… i pomyśleć, że drzewiej, to człowiekowi od ust odejmowano pomidorka, coby z niego dziwne, plaskate ziarnowości wydostać.

Ha… drzewiej.

IMG_4732

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.